Sen o czterech koniach

Pierwszy koń: chłodnobeżowe wyspy
na Białym Morzu. 
Jego grzywa: feeria barw.

Przechodzą
jedne w drugie, współistnieją.
W niektórych miejscach kontrast
oszałamia. 

Patrzę. 
Koń je. 
Słyszę jak wyrywa 
zieleń z korzeniami. Czuję

jak ziemia drży od tego.

Młodość
w ciągłym ruchu, 
w samym
centrum dnia.

Zostawiam go,

bo widzę
młodą smukłą klacz. 
Podchodzę. Żagiel, chmura, 
mleko. Strażniczka

świata 
nie z tej ziemi, aż chce się
jej dotknąć.

Jej ciało mówi: tak.

Co innego
jej czarna towarzyszka.
Nie podchodź, ostrzega. 
Bezbrzeżne piękno. Mogła tu przybyć
ze światów podziemnych
lub zstąpić na ziemię
w bezszelestną noc. 

Dotykam jej,

najpierw
samymi oczami. Czarne ciepło.
Gęstość. Mrok. Gdyby teraz

stała się kobietą,
przetańczyłabym z nią  drogę
aż do końca snu.

Kim ona jest? Wiedźmą, czarną
do szpiku kości? Kobietą? Nocą
w kontraście
do białego?

Jej oczy mówią
wprost: Zapytaj siebie. 

Wypuść
swoje światło, obejmij swoją
ciemność, szepcze głos. Po czym

odchodzi
ode mnie. 

We śnie jest 
jeszcze ktoś (inaczej 
serce by mi pękło).

Czwarty koń - Morze Płomienne,
przez które można
przejść
jeśli się odkryło

właściwe zaklęcie.
Jesień. Kora palmy. Bursztyn. 
Pomarańcze. Lwie paszcze.
Zachód słońca.
Sakwa podróżna i pled.

Płaszcz
dla kobiety,
którą zechce wybrać.

Moc, której 
nie pogłaszczesz. 

Masywna obecność
- jak prawda, którą

się poznało już na pewno. 

Czas

się obudzić, czas wrócić
do początku
łąki.

Może
nasze drogi
znów się zbiegną.


(Dla Joanny od smoków, Dżoany, Moniki, Beaty, Anny i Agaty - z wdzięcznością za wspólną podróż w ośrodku Horsesense

Popularne posty